Trasa:
0 km,
Yenice
Wyprawa:
7248
km
O
4 rano jak obudziły nas jakieś modły z nieodległego meczetu. Na
szczęście udało się szybko znów zasnąć. Tylko po to, żeby po
kilku godzinach obudził nas niesamowity upał.
Upał,
plaża tuż przy kempingu, sklep z piwem 20 metrów od namiotu. Nie
mogliśmy podjąć innej decyzji jak decyzja o pozostaniu tutaj na
cały dzień. Tak! Plażing! To też pierwszy dzień na tej wypranie,
kiedy nie zwijamy obozowiska i nie wsiadamy na motocykle. Dziwne
uczucie.
Bodzio
zaczął dzień od śmiertelnego wystraszenia chłopca sprzedającego
w sklepie. Dziecko było bardzo przerażone. Wygląda na to, że to
kemping dla lokalesów i zagraniczni turyści się tu nie
zapuszczają. Zresztą się nie dziwię. Generalnie nie ma tu nic.
Czyli właśnie to, co lubimy najbardziej :)
Po
śniadanku nadmuchaliśmy :) materacyk i heja na plażę! Upał był
tak ogromny, że w zasadzie nie dało się plażować, trzeba było
się moczyć w morzu. Tylko w chłodnej wodzie dało się wytrzymać.
Na
plaży oprócz nas była też duża turecka rodzina. Rodzina ta
przybyła na kemping dwoma samochodami. W Turcji w dwa samochody
wchodzi 20 osób. A dzieci nie siedzą w fotelikach tylko w
bagażniku.
Rodzina
była raczej nowoczesna, bo kobiety miały raczej kuse stroje.
Wprawdzie nie było to bikini tylko spodenki i koszulka – ale to i
tak dużo. Dodatkowo wyraźnie dbali o bezpieczeństwo – wszyscy
mieli na sobie ubrane ładnie dmuchane kółka. Wszyscy. Dorośli
też.
W
wodzie do pasa…
Jako
doświadczeni turyści i glob trotterzy – zjaraliśmy się na
słońcu jak raki. A żeby być bliżej prawdy – jak dwie różowe
świnki. Nie mogąc wytrzymać już na słońcu usiedliśmy sobie
przy stoliczku, który był ocieniony przez rosnące wszędzie
winorośla. W tej przyjemnej atmosferze zjedliśmy obiadek.
Wieczorem
odważyliśmy się wrócić na plażę, wcześniej upewniwszy się,
że słońca już na pewno nie ma.
Lustrzana
tafla morza, światła miasta, atramentowe niebo i milion gwiazd….
Komentarze
Prześlij komentarz