7 dzień, 08.07.2016, piątek, góra Dinozaura


Góra Dinozaura

Gdyby nie umówione na 9:00 śniadanko to byśmy się tak rano na pewno nie zrywali. Wczorajszy wieczór był dość hm.... intensywny :) Na śniadanko za 7 lari dostaliśmy jajo sadzone, które okazało się na miękko a do tego jakieś warzywka, sery i herbatka. Grunt to dobrze zacząć dzień!

W międzyczasie pokonwersowaliśmy z jednym z pracowników klubu Oasis, który akurat zajmował się konikami. Ciekawy gość. Gaduła jakich mało a do tego odznaczał się ciekawym fryzem. A o koniki dbał jak mało kto. Nawet przestawił ławkę by miały dostęp do świeżej, zieloniutkiej trawki wyjątkowo bujnej właśnie pod tą ławeczką.

Gość ten zasugerował nam, byśmy porzucili asfalty i do Waszlowani pojechali skrótem, przez step. Kazał jechać "prosto, prosto, prosto, na górę Dinozaura. Górę zaś należy ominąć z lewej a tam już będzie mostek i do Waszlowani już tylko kilka kroków szutróweczką". 

Przyklasnęliśmy ochoczo pomysłowi. Zawsze to ciekawsza droga niż asfalt. A poza tym przecież przyjechaliśmy Kocurami i do tego mamy Garmina! Także – decyzja podjęta!

Gdy pakowaliśmy manatki podjechał do nas Gruzin, Lewan. Bodzio się na jego widok zaślinił. No, może nie do końca na widok Lewana ale bardziej na widok jego motocykla – DRZ, marzenie Bodziowe. Lewan poopowiadł nam trochę o okolicy i zachęcił do zwiedzenia jego rodzinnych stron – Tuszeti. Nawet nam narysował mapkę z zaznaczeniem ciekawych tras do Omalo, Dartlo i Chesho. Zaproponował nam też nocleg w ogródku jego domu w Chesho. Wprawdzie jego nie będzie ale zachęcił, byśmy się nie krępowali i się rozgościli. Musimy skorzystać!

DRZ-ta i Lewan
Serwis motocykli i pogaduszki z Lewanem trochę nam się rozciągnęły w czasie. Na tyle, że zaczęła nas doganiać deszczowa chmura. Przyspieszylismy trochę ruchy w nadzieii, że chmura nas jednak nie dogoni i zdołamy przed nią uciec.

W końcu o 12:30 ruszamy. Dzida przez step po bezdrożach, po pagórkach! W sumie to nasza pierwsza próba zjechania z wytyczonych dróg.

Nie przyznam się nikomu, ale trochę mnie to przerażało. Niektóre zjazdy i podjazdy były dość strome, nawet urwiste, mokra trawa, żadnych ścieżek. Często trzeba było nawracać by szukać łagodniejszego zjazdu. Do tego jednak dogoniła nas ta deszczowa chmura. I prawie spuściłam nos na kwintę. Na szczęście zanim zdążyliśmy się przebrać w deszczówki – już musieliśmy się z nich rozbierać. Brak deszczu zdecydowanie podniosła nam trochę podupadłe morale!


Nos na kwintę

Nos nie na kwintę
Bodzio odpalił w końcu z Garmina i po namyśle i mądrym analizowaniu map podjął decyzję, że powinniśmy jechać lewą stroną doliny. Od naszego celu, góry Dinozaura, odgradzała nas rzeczka płynąca dziarsko w korycie chronionym przez strome urwiska. Kręciliśmy się to w lewo to w prawo, jak nie przymierzając nie powiem co w przeręblu!, próbując znaleźć jakich przejazd, bród czy cokolwiek.

W końcu – jest! Przejazd i bród! Dwa naraz :D

Jak już byliśmy po właściwej stronie rzeki humory od razu nam się znacznie poprawiły. Zaczęliśmy już na spokojnie podziwiać piękne, pofalowane widoki, zieleń trawy, pasące się krowy (krowy w Gruzji są wszędzie, więc nie dziwne, że tu też były, dziwne za to było, że pasły się na trawie a nie na asfalcie, jak zazwyczaj), w sumie całkiem spokojnie pasterskie psy (no, bardzo spokojne to może nie, ale na pewno wolniejsze od Kocurów :D)


Krowy pasące się na trawie zamiast na asfalcie :o

Czy może być coś lepszego???

Górę Dinozaura, zgodnie ze wskazówkami, ominęliśmy z lewej strony. Poszukiwania mostku nam trochę zajęły ale w końcu go znaleźliśmy ukrytego w krzakach. Słowo "mostek" to może nieco za dużo powiedziane. Bardziej kładka dla pieszych i to mało komfortowa. Bodzio próbował przejechać motocyklem ale nie był to najlepszy pomysł ze względu na dużo błoto (ślisko) i wysokie i ostre progi (szyny?). Dobrze że opony to przeżyły! Nauczeni na przykładzie – mój motocykl już po prostu delikatnie przeprowadziliśmy na drugą stronę. Jeszcze tylko chwila taplania się w błotnistych kałużach i wyjechaliśmy na miłą i sympatyczną szutróweczkę. Dalej będzie już "z górki".





Szutróweczką a potem nawet kawałek asfaltem dotarliśmy do Dedoplis Tskaro, gdzie znajduje się biuro Parku Waszlowani.

Szutróweczka!!

Asfalt... po co komu asfalt?

Babeczka bardzo dobrze mówiła po angielsku więc bez problemy wszystko się dowiedzieliśmy. Zapłaciliśmy za bilety po 10 lari, dostaliśmy stosowne mapy.I już już mieliśmy wychodzić gdy pani poprosiła byśmy jeszcze zerknęli na kilka dodatkowych wskazówek i złożyli swój podpis poświadczając, że się z nimi zapoznaliśmy. Z tych wskazówek dowiedzieliśmy się, że w Parku Waszlowani jest 12 różnych gatunków węży. Ale tylko 2 gatunki są jadowite. (och co za ulga... :o ) Na nasze pytanie, co zrobić by nie dać się ukąsić – babka dała nam naprawdę słuszną radę – NIE NADEPTYWAĆ! W sumie racja... Do tego przydałyby się wysokie buty (mamy! Motocyklowe!), nie łazić po krzakach (a gdzie, że tak powiem, siku? Na środku ścieżki czy co?? ) i spać w pobliżu domów strażników (to chyba da się zrobić).
6 rada - ugryziony musi pić. podoba mię się
Jesteśmy mega głodni, ruszamy w poszukiwaniu jakiejś ciekawej restauracji. Ciężko było coś znaleźć więc przestaliśmy marudzić i weszliśmy do cukierni. A tam ciasta, lody, torty. I my zadający z głupia frant pytanie – a czy mają Panie chinkali? Niewiarygodne! Miały! Rozsiedliśmy się zatem, wypiliśmy okropną herbatę i niebiańskie chinkali :D A cena była z tego wszystkiego najlepsza – Za obiad z herbatą dla dwóch osób zapłaciliśmy 5-6 lari. Da się żyć :D



Czerwony kierunkowskaz.....


Szybko robimy zakupy. W Waszlowaniu nie będzie sklepów więc musimy się zaopatrzyć w jedzenie i wodę na dwa dni. Z trudem pakujemy to wszystko do sakw i jedziemy szukać jakiegoś noclegu.
Za miasteczkiem napotykamy bardzo zachęcająco wyglądające jeziorko z kępką drzew i krzewów. Idealne miejsce na kemping! Wprawdzie jeziorko było nieco zarośnietę i nieco "pachniało" ale wiatr wiał w przeciwnym kierunku i nie było tak źle.

A okoliczności przyrody i niesamowity zachód słońca to wspaniała nagroda na zakończenie tego niesamowitego dnia!


Troche waniało ale na zdjeciu nie widać :)

Zachód słońca był niesamowity



A jutro - Waszlowani!!!




trasa:400 km
udabno -> kvemo bodbe -> Dedoplis Tskaro -> polanka nad jeziorkiem
wyprawa : 4204

Komentarze