Jeszcze podczas ostatniej wyprawy do Gruzji postanowiliśmy z
Dunją:
1. Wrócić do tego pięknego kraju raz jeszcze.
2. Najechać ten kraj na motocyklach enduro.
Jak postanowiliśmy tak zrobiliśmy! Naszym łupem padły dwa
prawie dwudziestolenie Suzuki DR350, które jednomyślnie nazwaliśmy KOCURY :)
Wybór okazał się dla nas przysłowiowym strzałem w
dziesiątkę. Niska masa (ok. 130kg), prostota konstrukcji oraz wystarczające
osiągi (ok. 30KM) do poruszania się zarówno po asfalcie jak i w terenie były
głównym kryterium w zakupie tychże motocykli. Dodatkowy atut to odpalanie
silnika rozrusznikiem, który oszczędza wiele sił w porównaniu z tradycyjną
‘kopką’.
Pierwsza styczność to lekki szok w porównaniu z naszymi
szosówkami: bardzo wysoka pozycja pomimo niskiej masy potęgowała lęk przy
wjeździe na jakikolwiek grząski teren. Jego przełamanie było chyba
najtrudniejsze.
Dostosowanie motocykli do wypraw nie było większym
problemem. Odpowiednie opony, akcesoryjne baki na paliwo, serwis techniczny
oraz większość ekwipunku z Wielbłąda i Kucyka.
W pokonaniu dalekich dystansów
pomaga nam kolejny zwierzak MIŚ – VW
T4 2.5 TDI, który bezproblemowo mieści na pace obie DRki.
Zastanawiałem się długo, jak mało doświadczeni w terenowej
jeździe poradzimy sobie na kolejnej wyprawie? O tym już niebawem bo otwiera się
nowy rozdział w naszych eskapadach…
Komentarze
Prześlij komentarz