Trasa:
347 km,
Kutaisi??
-Gori-Mccheta-Stepancminda
Wyprawa:
4529 km
Poranek
spędzamy wśród krów pędzonych na pastwisko. Powoli przestaje nas
to dziwić.
Na śniadanie jemy słodkie bułki (tylko uważaj, nie
kup słodkich bułek! Łatwo się pomylić!) z salami. Nie było
łatwo.
Przy wyjeździe pierwszy paciak wyprawy – mokra trawa i
Kucyk uciekł mi spod tyłka a ja stałam nad nim zdziwiona. Bywa i
tak.
Początek
dnia wyglądał nieciekawie gdyż było spore zachmuerze i zaczęło
padać. W taką pogodę może być trudno pokonać Drogę Wojenną
biegnącą wzdłuż Kaukazu. Na szczęście po jakimś czasie wiatr
rozwiewa chmury i wypogadza się. Ciągle mamy szczęście do pogody!
Po drodze do
Stepancmindy postawnawiamy wiedzić skalne miasto Upliscyche. Trafić
tam było niełatwo bo trzeba było jakimiś dziwnymi małymi
dróżkami bez kierunkowskazów jechać ale Bodzio ma takiego nosa
nie bez kozery i trafił jak po sznurku.
Przed
wejściem do skalnego miasta zagaduje nad gruziński kierowca,
Giorgi. Mówił całkiem nieźle po polsku. Polecił nam też
pensjonat w Stepancmindzie prowadzony przez jego znajomą, Dianę.
Skalne
miasto w IV w p.n.e. było cywilizacyjnym i religijnym ośrodkiem
wschodniej Gruzji. Miasto zamieszkiwało 20 tys. osób. Ogromne
wrażenie robiły wykute w skale pieczary, pokoje, świątynie.
Wszystko w tak dobrym stanie, że łatwo można było sobie wyobrazić
zamieszkujących jaskinie mieszkańców.
Po męczącym
spacerze w upale po skalnym mieście zgłodnieliśmy jak wilki. W
okolicach Mcchety znaleźliśmy przyjemnie wyglądającą restaurację
ze stolikami w cieniu drzew. W menu mieli tradycyjne gruzińskie
pierożki Chinkali, które bez zwłoki od razu zamówiliśmy. Były
przepyszne! Postanowiliśmy w Gruzji odżywiać się tylko Chinkali!
Oczywiście, w miarę możliwości i sposobności.
Po jedzeniu
tankujemy przed dalszą drogą. Pracownik stacji wydawał się jakiś
dziwny ale szybko okazało się, że pozory mogą mylić. Wykorzystał
bowiem nasz brak czujności i umył Bodziowi szybę motocykla a na
drogę dał nam butelkę wody. Za darmo. Dziwny kraj.
Wjeżdżamy
na słynną Drogę Wojenną. Początkowo trasa nie robi na nas
wrażenia. Rozbestwiliśmy się i po Ushguli dużo trzeba by nas
oszołomić. Ale z każdym kilometrem widoki robią się coraz
ciekawsze.
Docieramy do
zapory wodnej przy jeziorze Żinwali. Woda ma niesamowity turkusowy
kolor!
A potem oszałamiające widoki z tarasu widokowego na kanion Aragwi. Brak słów by opisać wrażenia, gdy stoi się nad doliną otoczoną wielkimi masywami Kaukazu. Bodzio nie za bardzo miał czas podziwiać widoki bo chyba wszyscy go brali albo za profesjonalnego fotorgrafa albo z frajera, gdyż każdy go prosił o zrobienie zdjęcia. Więc zamiast podziwiać widoki i mnie – Bodzio pstrykał fotki obcym ludziom. I to nawet czasem ruskim!!!
A potem oszałamiające widoki z tarasu widokowego na kanion Aragwi. Brak słów by opisać wrażenia, gdy stoi się nad doliną otoczoną wielkimi masywami Kaukazu. Bodzio nie za bardzo miał czas podziwiać widoki bo chyba wszyscy go brali albo za profesjonalnego fotorgrafa albo z frajera, gdyż każdy go prosił o zrobienie zdjęcia. Więc zamiast podziwiać widoki i mnie – Bodzio pstrykał fotki obcym ludziom. I to nawet czasem ruskim!!!
Dalej trasa
wspina się winklami na przełęcz Dżwari na wysokość 2379 m npm.
- prawie jak nasze Rysy! Co jakiś czas zatrzymujemy się by zrobić
zdjęcie.
W końcu
docieramy do miejscowości Stepancminda, dawne Kazbegi i meldujemy
się w poleconym nam pensjonacie Diana. Giorgi uprzedził
właścicielkę, że przyjedziemy więc byliśmy oczekiwani. Cena
była taka sama jak w Ushguli, 70 gel, ale bez kolacji, za to ze
śniadaniem. Zawsze coś.
Po
odświeżeniu się ruszamy na miasto. Spotykamy grupę Polaków,
która poleca nam jedną z restuaracji. Zamawiamy po lampce wina,
chinkali i sałatkę. Niestety kelner trochę o nas zapomniał, ale
jak już sobie przypomniał to postawił nam na stół, ku uciesze
Bodzia, czaczę. Bodzio widzę, będzie miał jutro kolejny ciężki
poranek. Podobno mocne jak cholera. W tle leciała tradycyjna
gruzińskia muzyka z youtube "ona tańczy dla mnie" i
"jesteś szalona". Skądś to znam :o
"Trzeba
było jechać do Kołobrzegu" – skomentował repertuar muzyczny
Bodzio.
Kładziemy
się pełni wrażeń!
Pierożki Gruzińskie........pychotka :)
OdpowiedzUsuńTrasa w tym "tunelu" wąsko heh, ale fajnie
Widoki coraz to piękniejsze, zazdroszczę, że mogliście widzieć to na własne oczy.
Z tymi zdjęciami, to Bodzio na pewno wyglądał na profesjonalistę, a nie frajera ;)
Muzyka w Gruzji ? hmmm chyba spodziewałabym się nieco innych klimatów :/ chociaż przynajmniej swojsko....a to Polacy, a to Gruzin mówiący po Polsku, a to Polska muzyka....może nie było warto jechać te 10 tys km hehe ;)
To skalne miasto faktycznie jakby nic nie zniszczone, robi duże wrażenie nawet na zdjęciach
Jeśli chodzi o schody to Cię rozumiem, też ich nie cierpię :/
Beata
:) No Polaków jest trochę ale w Chorwacji więcej :)
OdpowiedzUsuńA co do widoków to sama sobie zazdroszczę jak oglądam zdjęcia!
:D
Niezla reklama Fjorda Nansena 😊
OdpowiedzUsuńCały czas czekam na propozycje wykupienia kampanii reklamowej przez FJ ale jeszcze nikt sie nie zgłosił :(
OdpowiedzUsuńA miałam nadzięję że będe bogata!