Trasa:
282 km,
Kobuleti –
Poti - ?? - Zugdidi – Mestia - Ushguli
Wyprawa:
3875 km
Wstajemy o
8:00 rano i po śniadaniu jesteśmy gotowi do drogi. Niestety znad
morza nadeszła ciemna chmura. Ze skwaszonymi minami przywdziewamy
przeciwdeszczówki (Bodzio ma śliczną!!!). Na szczęście po jakimś
czasie deszcz nieco ustaje.
Po
kilkunastu kilometrach nasza droga, oznaczona na mapie Gruzji jako
czerwona – zamienia się z asfaltowej w "średniej klasy drogę
gruntową". Zaczyna się slalom gigant na wyścigi z gruzińskimi
kierowcami tirów i osobówek. W teorii wszyscy wiedzą, że omijanie
dziur nie ma sensu, bo kończy się to wpadnięciem do innej, często
głębszej. Mimo wszystko i tak wszyscy próbują. A my pośrodku
tego bałaganu :o
Po 5
kilometrach z ulgą witamy ponownie asfalt. Przy drodze mijamy małe
straganiki, gdzie w wielkich garach Gruzini gotują kukurydzę.
Niestety przegapiamy ostatni straganik i nie korzystamy z oferty
konsumpcyjnej. Może następnym razem.
Jeszcze
większym zagrożeniem niż gruzińscy kierowcy są na drogach
zwierzęta: krowy, konie, dzikie psy a nawet wolno chodzące sobie
świnki. Stado krów leżące sobie na środku trasy szybkiego ruchu
– czemu nie. Widok ciężarówek próbujących wyminąć slalomem
grzejące się w słońcu krówki – bezcenne. Krowy w ogóle nie
reagują na przejeżdżające tuż koło nich samochody, często o
centymetry od ich nosów! Klaksony też mają w d... eeee w
poważaniu.
W pewnym
momencie trafiamy na objazd. Jedziemy przez jakieś zapomniane przez
Boga wioski o nazwach, których próżno szukamy na mapie. Nie
wiedząc jak i którędy w końcu trafiamy do Zugdidi, czyli tam
gdzie mieliśmy. :o
Na ostatniej
stacji przed Mestią uzupełniamy paliwo. Na stacji stoją sobie
pracownicy wesoło wcinając gruziński chlebek. Jeden z nich do nas
podchodzi i wręcza nam po dużym kawałku jeszcze gorącego chleba.
Wcinamy z apetytem. Pyszny!
Jesteśmy w
Swanetii, jednej z najpiękniejszych krain Gruzji położonej wysoko
w górach Kaukazu. Kierujemy się do odległej od Zugdidi
miejscowości Mestia a potem dalej, jeśli damy radę – do najwyżej
położonej wioski w Europie – na wysokości 2200 m n.p.m. Ushguli
dzieli od Mestii tylko 47 km ale w przewodniku napisali, że czas
potrzebny na pokonanie tych niecałych 50km to 3 godziny! Ciekawa
jestem co to za droga. Będzie się działo!
Pierwszy
punkt wycieczki to zapora wodna Inguri mająca 272 m wysokości –
druga najwyższa zapora tego typu na świecie. Stanowi ona granicę
Gruzji z Abchazją. Zapora jest po stronie gruzińskiej a elektrownia
po stronie Abchazkiej. Prądem dzielą się prawie po równa –
Gruzja z tego dostaje 60% prądu, Abchazja 40%.
Dalsza trasa
biegnie wzdłuż zbiornika Dżewart, w którym woda ma niesamowity,
turkusowy kolor.
Pogoda z
każdym kilometrem się poprawia. Pozbywamy się więc w końcu
przeciwdeszczówek a góry pozbywają się chmur pokazując swoje
piękne oblicze. A my pocinamy sobie po winklach. Ciągle jednak
trzeba uważać na zwierzęta. W jednym z tuneli stał sobie z boku
koń, kompletnie niewidoczy! Bodzio go zauważył dosłownie w
ostatnim momencie. Ja go nie zauważyłam w ogóle!
Po dwóch piwach stoję trochę krzywo |
Bez problemy
dojeżdżamy do Mestii gdzie posilamy się w restauracji tradycyjną,
pikantną zupą Charczo i Chaczapuri z mięsem. Posileni, mimo późnej
godziny – już 17:30!!! - postanawiamy jednak spróbować dostać
się do Ushguli.
Na początku
trasa nie różni się wiele od tej, którą jechaliśmy do tej pory.
Asfalcik elegancki. Jednak po około 10 km po asfalcie zostało tylko
wspomnienie. Wjeżdżamy na gruntową, kamienistą drogę co jakiś
czas urozmaiconą błotem lub strumykami. Co chwilę nowe trudności
wyzwania ale widoki coraz piękniejsze! Motocykle na razie sobie dają
radę. My jakoś też się trzymamy na motkach. Trochę się
niepokoimy czy jedziemy w dobrym kierunku ale w sumie i tak nie ma
kogo zapytać. W końcu drogę tarasuje nam zamknięta brama. Wzbudza
to w nas jeszcze większy niepokój. Ale cóż, ciśniemy dalej.
Otwieramy sobie tę bramę i jedziemy pełni niepokoju dalej. Aż
naszym oczom ukazuje się znak USHGULI 4 KM. Ha, jesteśmy w domu!!!
Mimo
trudności na trasie zaliczamy tylko po jednej glebie. Błotko z
reguły twarde i przejezdne – w jednym miejscu bylo jednak zbyt
śliskie na nasze szosowe oponki. Ale tam otrzepaliśmy się i
pojechaliśmy dalej. Pod koniec trasy to przez takie błota czy
strumienie to już przejeżdżaliśmy bez zwalniania.
Po 2,5
godzinach (szybciej niż pisali w przewodniku!!!) dotarliśmy do
Ushguli. Wioska przepiękna, w dolinie, otoczona wysokimi szczytami
gór i ozdobiona warownymi wieżyczkami.
Szybko
znajdujemy Guesthouse, gdzie udaje nam się stargować cenę z 80 na
70 gez za 2 osoby. Z kolacją i śniadaniem. Po drugiej stronie płota
był sklep/bar, gdzie zaopatrujemy się w gruzińskie piwo. Trzeba
uczcić dotarcie na 2200 m n.p.m.!!! Pierwszy punkt programu
zwiedzania Gruzji zaliczony!
Gospodyni
przyszykowała dla nas kolację. A w zasadzie ucztę! Aż nam było
głupio, że nie jesteśmy w stanie tego zjeść. Nawet dostaliśmy
ochrzan od gruzińskiej babci, że nic nie zjedliśmy. A my ledwo się
wytoczyliśmy z pokoju! Już się boimy jutrzejszego śniadania!
Z uwagi na
późną porę zwiedzanie zostawiamy sobie na jutro. Będzie co
oglądać!
Diabeł off-u hahahahahahaha padłam :D
OdpowiedzUsuńOgólnie super, faktycznie jak pisałaś, że były drogi, że 50 km w 3 godziny trzeba jechać to nie byłam sobie w stanie tego wyobrazić, a jednak miałaś rację :o
Jedzonko wygląda tam smakowicie (zazdraszczam) ;)
Filmiki i oczywiście narrator na najwyższym poziomie :)
Beata
W Gruzji jeśli byla taka możliwośc jedliśmy na zmianę Charczo i Khinkali :D wyśmienite!
OdpowiedzUsuńA GS po kamieniach idzie całkiem całkiem :D
Zauważyłam, że ciśnie jak jakieś enduro hehe ;)
UsuńJedno jeszcze pytanko, strasznie brudne te |Wasze maszyny......czy Wy ich w ogóle nie myliście w trasie ? hahahahaha (oczywiście żart)
Beata
Raz deszcz padał to się trochę umyły..
UsuńBrudne? Tutaj to jeszcze czyste :D
NAd Balatonem spotkaliśmy parę z Polski. Gościu wieczorem zamiast pić browarka pucowal ściereczką swojego bandita. A jak skończył - przykrył go pokrowcem :o
Wstyd i hańba :D