7 dzień, 16.07.2015, czwartek, magiczne gruzińskie bębny!

Trasa: 41 km,
Batumi - Kobuleti
Wyprawa: 3593 km



Rano budzi nas gorące słońce i jakieś dziwne hałasy. Wyglądamy z namiotu a jakieś dwa metry od nas lezie stado krów patrząc się podejrzliwie na nasze motocykle. Babka pędzące stado wesoło nas pozdrawia.



Zbieramy się powoli. I tak nie da się dłużej w namiocie wysiedzieć. W planach mamy znaleźć jakieś fajne miejsce na namiot i resztę dnia ODPOCZYWAĆ I PLAŻOWAĆ. Taki plan.

Mimo wczesnej pory upał jest nieziemski. Bodzio naciągając ciężkie ciuchy motocyklowe marudzi "A mówiłem, żeby jechać do Norwegii! Przynajmniej chłodniej by było! ". Jasne jasne. Jedź.

Przebijamy się przez Batumi i jedziemy uważnie się rozglądając. Marzymy o idealnym miejscu na namiot- blisko plaży, sklep i restauracja niedaleko. I oczywiście kibelek, żeby był jakiś dostępny. Ale zdajemy sobie sprawę, że to dosyć wysokie oczekiwania i tak naprawdę weźmiemy co będzie.

Za Kobuleti Bodzio wypatruje w jakimś małym parczku namiot. Jedziemy więc tam i znajdujemy drugi krzak, koło którego się rozbijamy. Trochę dziwnie się tak rozbić w miejscu publicznym, gdzie co chwila jacyś ludzie przechodzą koło naszego namiotu. Ale naszym namiotowym sąsiadom to wcale nie przeszkadza w przygotowywaniu grilla czy suszeniu ciuchów na sznurku rozpiętym miedzy drzewami – więc i my się nie przejmujemy. Do plaży mamy może 20 m. Po chwili odkrywamy, że przy plaży są czyste, ładne kibelki, a 50 m w drugą stronę – znajduje się sklep oraz szeroki wachlarz restauracji do wyboru. Ktoś wysłuchał naszych życzeń???



Szybko dmuchamy materacyk i lecimy na plażę. Plaża kamienista ale jesteśmy dobrze przygotowani- mamy sandały (nie zakładamy skarpet).

Na plaży kwitnie biznes. Co chwilę w jedną czy w drugą stronę idą sprzedawcy obwieszeni towarami. Jedni sprzedają przekąski, precle, orzechy, inni napoje a jeszcze inni – dmuchane koła, materace i zabawki. 




Czas na materacyku płynął szybko i w końcu zgłodnieliśmy. Wypatrzyliśmy fajną restaurację przy plaży z tarasem z widokiem na morze. Niestety mieliśmy problem z dogadaniem się z kelnerką a do tego nie było tradycyjnych gruzińskich khinkali, o których naczytaliśmy się w przewodniku i na które mieliśmy smaka. Nie mieli też gruzińskiego piwa. Musieliśmy się raczyć Heinekenem. No nic. Wzięliśmy Chmeruli - kurczaka w sosie czosnkowym, podobno pikantny i podobno tradycyjny. Ale ani nas nie powalił ani nie był pikantny.

żeby nie było - w buzi trzymam długopis :)

Po obiedzie – druga część plażingu. Tak bardzo chcieliśmy w końcu pogrzać się na słoneczku, że chyba trochę przesadziliśmy. Bodziowi zrobiło się zimno i zaczął się biedaczek przykrywać materacykiem. Zebraliśmy się więc do namiotu trochę odpocząć od upału a Bodzio, żeby się ogrzać wlazł do śpiwora. 30 stopni to prawie jak mróz! Na szczęście po pół godzinnej drzemce stanął na nogi i mogliśmy zacząć wieczorny relaks.

Koło parku była jedna duża restauracja. Ale chcieliśmy znaleźć coś mniejszego, przytulniejszego. Jednak mijając tę dużą restauracje zauważyliśmy z tyłu scenę i zespół grający na żywo. To nas przekonało, żeby jednak usiąść tutaj. I to była bardzo dobra decyzja! Na początku było pustawo ale potem ludzie zaczęli się schodzić i prawie wszystkie stoliki były zajęte. W tym była grupa dzieci gruzińskich (a nie mieliśmy ze sobą krówek!!!!) z jakiegoś obozu tanecznego bo naprawdę nieźle wywijali na parkiecie!


Grający zespól to była grupa ludzi zmieniających się co kilka utworów na scenie. Jeden chłopak śpiewał rosyjskie ballady, dziewczyna- zagraniczne hity min. Tiny Turner – ależ ta dziewczyna miała głos! I jeszcze starszy gość śpiewający w stylu operowym, jak Pavarotti. Jednak najlepsza była grupa dwóch chłopaczków grających na bębnach tradycyjną gruzińską muzykę - Lezginkę. Porywali wszystkich gości do śpiewu i tańca! Ta muzyka i bębny były magiczne! Zastanawialiśmy się, ile osób by się bawiło w Polsce do tradycyjnych, polskich piosenek...



Spać poszliśmy dopiero koło północy, długo jeszcze w głowach mając wspaniałe rytmy bębnów.


Komentarze

  1. Ta muzyka :D super......ogólnie miejsce na namiot trafiło się super ;) i ta pogoda :D ....mam takie pytanie, czy jak zostawiacie namiot i motocykle to jakoś je zabezpieczacie , kłódki, łańcuch, ochroniarz ;) ?

    Beata

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak nocowaliśmy na dziko to (o ile nie zapomnieliśmy) na tarcze hamulcowe zakładaliśmy blokady a kaski spinaliśmy linką w nadziei, że złodziejowi nie chciałoby się targać "naszyjnika" z kaskami.

    A muzyka naprawdę super! Aż same nogo schodza. I piękne bylo to, że jak chlopaki grali - naprawde całą sala się podnosiła i leciała tańczyć! niewiarygodne ale wszyscy praktycznie znali podstawowe kroki tańca gruzińskiego. Przecudny spektakl!


    OdpowiedzUsuń
  3. odpoczynek na plazy bardziej mnie zmeczyl niz dotychczasowa podroz :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak postanowiłes się usmażyc na prażynke...

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie sobie przypomniałam, że zdjęcie Pana z plażowymi dmuchańcami mnie mega rozbawiło, bo w pierwszej chwili czytam "Szybko dmuchamy materacyk i lecimy na plażę" po czym widzę to zdjęcie i myślałam , że to Bodzio

    B.

    OdpowiedzUsuń
  6. hahaha

    Widzisz jak Bodzio o mnie dba ? :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz