Trasa:
561 km,
Samsun –
Trabzon – Batumi (GE)
Wyprawa:
3552 km
Trasa, dzień 6 |
Przy
śniadaniu towarzyszą nam wolno biegające między stolikami kurki.
Myślimy czy by nie zgarnąć jakiejś na obiad ale stwierdzamy, że
nie będziemy mieli czasu na pichcenie kuraka.
Poranny
serwis motocykli trochę nas zaniepokoił. Wielbłąd na trasie 1000
km wciągnął 0,5 litra oleju. Ale Kucyk go przebił – pochłonął
prawie litr! Co gorsza – to był ostatni litr, który wzięliśmy na
wyprawę, nie mamy już ani kropli oleju do Kucyka.
Bodzio na szczęście przed wyjazdem wydrukował adresy serwisów Suzuki i jeden z nich akurat miał być po drodze w miejscowości Ordu. Upał był potworny a Ordu oczywiście zakorkowane. Jeździliśmy w te i we wte szukając serwisu. Pytaliśmy ludzi – każdy, naprawdę każdy pokazywał nam kompletnie inny kierunek! Deja vu z wczoraj, gdy szukaliśmy kempingu! Ręce nam opadały. W końcu ktoś w serwisie Hondy narysował mapkę, gdzie można kupić olej. Zdecydowaliśmy, że ja poczekam na stacji. Jednym moto łatwiej i szybciej jest się przeciskać przez miasto.
Bodzio na szczęście przed wyjazdem wydrukował adresy serwisów Suzuki i jeden z nich akurat miał być po drodze w miejscowości Ordu. Upał był potworny a Ordu oczywiście zakorkowane. Jeździliśmy w te i we wte szukając serwisu. Pytaliśmy ludzi – każdy, naprawdę każdy pokazywał nam kompletnie inny kierunek! Deja vu z wczoraj, gdy szukaliśmy kempingu! Ręce nam opadały. W końcu ktoś w serwisie Hondy narysował mapkę, gdzie można kupić olej. Zdecydowaliśmy, że ja poczekam na stacji. Jednym moto łatwiej i szybciej jest się przeciskać przez miasto.
Bodzio
jeździł a ja czekałam w upale. Czekałam. I czekałam. Minęła dobra godzina a Bodzia nie ma. Wypatrywałam. Nagle przejechała karetka na
sygnale. I dotarło do mnie, że na wcześniej zakorkowanej ulicy od
dłuższego czasu samochodów jak na lekarstwo! W tym momencie pisk opon –
ostre hamowanie, tir zatrzymał się 5 milimetrów za osobówką. Pot
mi po plecach spłynął, tym razem nie z gorąca. Postanowiłam, że
czekam do 14:00 i wsiadam na moto szukać Bodzia. Przez ostatnie 15
min nie spuszczałam oka z zegarka. Punkt 14:00 zaczęłam zakładać
kurtkę i kask, cała się trzęsąc...
I w tym
momencie wjechał Bodzio. Zatrzymał się. I prawie spadł z moto.
Bodzio
jeździł przez te prawie 2 godziny w upale, w korku. Najpierw z
salonu Hondy poprowadzili go do jakiegoś sklepu motocyklowego. Ale
tego sklepu nie było. Potem go ktoś pokierował w innym kierunku. W
końcu trafił na rowerzystę, który powiedział, że wie gdzie to
jest i żeby Bodzio jechał za nim. Bodzio jechał. I tak po dwóch
godzinach trafił pod serwis Hondy, z którego wyruszył. Oczywiście
uprzejmi Turcy dalej go chcieli pokierować "Pan poczeka, za 20
minut będzie człowiek który WIE i który pokieruje!" ale
Bodzio miał już dość. Także poszukiwania oleju skończyły się
kompletnym fiaskiem, zmęczeniem i stratą 2 godzin.
Chwile
odpoczywamy, pijemy wodę i ruszamy. Szkoda marnować więcej czasu. Po około
100 km w Trabzon tuż przy drodze był ...... serwis motocyklowy. Serwis. Przy drodze. Z olejem.... Zatrzymujemy się i bez problemu kupujemy 2 litry
oleju........................
Jesteśmy
padnięci. Z uwagi na panujący upał wymarzyłam sobie restaurację
nad brzegiem morza, wzdłuż którego prowadziła nasza trasa.
Poprosiłam Bodzia byśmy właśnie takiej miłej knajpki poszukali
na chwilę wytchnienia. W związku z czym zatrzymaliśmy się w
restauracji ze stolikami tuż przy zakurzonej, zakorkowanej trasie.
Cóż, przynajmniej kofta, sprzedawana tu na kilogramy (wzięliśmy
pół kilo) była bardzo dobra. Do granicy zostało name jeszcze około 200 km.
Podnosimy się ciężko i ruszamy.
Drogi w
Turcji, którymi jeździmy są ekstra klasa. Od samej granicy Bułgarii
cały czas jedziemy albo autostradą albo dwupasmową trasą
szybkiego ruchu.
Jedyne co nas irytuje to sposób jazdy Turków. Może
nie był tak niebezpieczny jak Rumunów ale wkurzali brakiem używania
kierunkowskazów czy nadmiernym siedzeniem innym pojazdom na
zderzaku. Nad drogami co jakiś czas były przerzucone kładki
dla pieszych. Często tak ot bez sensu. Z lasu do lasu. Do tego ani
razu nie widzieliśmy żeby ktoś korzystał z tych kładek. Turcy
takie dwupasmowe drogi szybkiego ruchu pokonują normalnie, skacząc
przez barierki. Całymi rodzinami :)
Widok z restauracji na morze |
Bałdzo dobła kofta |
Nad zakorkowanymi miastami "metro" naziemne - gondolki. Niestety nie mieliśmy czasu się nimi przejechać. |
Cały czas takie lub lepsze drogi |
Infrastruktura niesamowita. Skąd Ci Turcy mają na to kasę? |
A na poboczu porzucone stare ciężarówki... |
Kładki z nikąd do nikąd |
Na granicy z
Gruzją precyzyjnie wybraliśmy kolejkę, która szła najwolniej. Ale
byliśmy tak zadowoleni, że to już Gruzja, że nawet się nie
przejęliśmy zbytnio.
W końcu
jesteśmy. Gruzja! Przekroczenie granicy znów nas kosztuje godzinę, znów zmiana czasu. To już dwie godziny różnicy w porównaniu z Polską.
Od razu
wymieniamy kasę. A ponieważ nie mamy pojęcia gdzie będziemy
nocować, Bodzio zakupuje po jednym gruzińskim piwku na wszelki
wypadek. Uprzejmy Gruzin od razu nas przestrzega, że nie można
jeździć po alkoholu! Uspokajamy gościa, że to dopiero na wieczór,
ale nie wydawał się przekonany.
Co ciekawe w
Gruzji mój mały Kucyk robił większe wrażenie niż Wielbłąd.
Parę osób podchodziło i pytało ile kosztuje taki GS. Jak mówiłam
że jakieś 1500 USD to robili wielkie oczy i mówili "Oooooooo"
kiwając w podziwie głową.
Ruszamy.
Czas się rozejrzeć za jakimś noclegiem. Po kilkunastu kilometrach
stoi Drogowa Informacja Turystyczna (policja) to postanawiamy
skorzystać. Pytamy, gdzie tu jest jakiś kemping. Na to roześmiany
policjant "Śpisz tam, gdzie jesteś". Utwierdzamy się
kilka razy czy dobrze zrozumieliśmy ale tak, dobrze. Możemy się
rozbić wszędzie. Chyba powoli zakochujemy się w Gruzji :) Robimy
zakupy i planujemy rozbić się na jakiejś plaży. Zjeżdżamy na
parking i Bodzio próbuje drogami gruntowymi dojechać nad brzeg
morza. Przejechał może jakieś 50m i się z Wielbłądem kompletnie
zakopali. Następne 20 minut Bodzio spędził kręcąc się w kółko
na metrażu dwa metry na dwa :) Niestety nie mam zdjęcia bo tak
bardzo się śmiałam, że nie miałam czasu robić zdjęć.
Ostatecznie Wielbłąd Bodziowi wystrzelił spod dupki i pacnął z
pełną elegancją w błoto. Tutaj już musiałam wkroczyć i i pomóc
wyciągnąć Wielbłąda :)
Kałuża w której Bodzio z Wielbłądem się taplali |
Rozbijamy się po ciemku na naszym parkingu dla tirów |
W jednym zdaniu Gruzja, GS, odpoczynek/urlop na moto brzmi tak egzotycznie, że aż miło ;)
OdpowiedzUsuńSuper, że udało się Wam szczęśliwie dojechać do celu. Z małymi przygodami, ale szczęśliwie ;)
To dopiero początek wyprawy :D
OdpowiedzUsuńCo to znaczy początek ?:o
OdpowiedzUsuńBeata
Celem nie było dojechanie do Gruzji tylko OBJECHANIE Gruzji. Więc wjazd do Gruzji to dopiero początek wyprawy. Teraz dopiero zacznie się właściwa podróż :) Spędzimy w Gruzji 1,5 tygodnia. Gruzja jest piękna!
OdpowiedzUsuńSami zobaczycie :D
niestety moje przekonanie w to ze zwykli lokalesi sa lepsi od GPS tego dnia leglo w gruzach :(
OdpowiedzUsuń'od annasza do kaffasza'
TO były chyba najgorsze chwile na wyjeździe..
OdpowiedzUsuń20 yr old Account Coordinator Aurelie Simon, hailing from Val Caron enjoys watching movies like "Resident, The" and Model building. Took a trip to Historic Centre of Mexico City and Xochimilco and drives a Ford GT40. zawartosc
OdpowiedzUsuń