Trasa:
1060 km,
Biser (H) –
Edirne (TR) – Istambuł – Tosya - Samsun
Wyprawa:
3112 km
Wstaliśmy
tym razem naprawdę wcześnie bo już o 6:00. W planach mieliśmy
nadrobienie ile się da wczorajsze opóźnienie oraz poranny
prysznic. W tak czyściutkich łazienkach grzech byłby nie
skorzystać! Bodzio wrócił czysty i pachnący. Był tak zadowolony,
że kazał się powąchać. No, fiołki to nie były ale na pewno
lepiej niż wcześniej. Poszłam i ja. Ale ciepłej wody starczyło
mi na umycie głowy... Dalej radziłam sobie w zimnej... Zawsze coś
:)
Dojedziemy dzisiaj nad Morze Czarne? |
Peeeewnie że dojedziemy :D |
Szybko zwijamy obóz i ruszamy.
Przed nami przekroczenie granicy z Turcją oraz przebicie się przez
Istambuł. Zobaczymy jak nam pójdzie.
Do granicy
mieliśmy bliziutko, może ze 30 km. Mijamy rozpadające się domy, bary i stacje benzynowe. Wygląda to przygnębiająco.
Już ponad 5 km od granicy stała
kolejka tirów. Znudzeni kierowcy powyciągali stoliki i krzesełka,
odgrodzili sobie kawałek jezdni pachołkami i rżneli w karty :)
Na granicy
doładowaliśmy nasze karty HGS. Nie wiem jakim cudem ale po
zeszłorocznym wyjeździe mi zostało na karcie 16 litów a Bodziowi
tylko 10. Przy doładowaniu się na mnie dziwnie patrzyli.
Doładowaliśmy do 20 litów na każdej karcie czyli jakieś w sumie 5
euro. W zeszły roku trochę nam się zeszło na granicy, ale tam
musieliśmy krążyć od biurka do biurka nie bardzo wiedząc co i
jak. Tutaj okienka były jedno za drugim więc wszystko poszło
gładko i w miarę szybko. Zaraz po przekroczeniu granicy podskoczył
do nas Turek próbując sprzedać nam precla. Tak, na pewno jesteśmy
w Turcji :D
Ciśniemy
naprzód po pustawych, szerokich, równiutkich tureckich
autostradach. Lecz im bliżej Istambułu tym ruch większy. W
Istambule niestety trafiliśmy na korek gigant. Dokładnie taki sam
jak rok temu. I tak samo jak rok temu słońce nie miało sumienia...
Tragedia. Jednak podpatrzeliśmy tamtejszych motocyklistów i
skuterowców i za ich przykładem pocisneliśmy pasem awaryjnym. Nie rzadko za nami cisnęły jakieś audice czy merce. W
pewnym momencie usłyszałam w Interkomie "Czy ponad 100 km/godz
awaryjką to już przesada?" - zastanawialiśmy się. Ale
niedługo, gdyż po prostu chcieliśmy mieć już Istambuł za sobą.
Mimo motocykli i tak spędziliśmy w korku ponad 2 godziny.
Wyjechaliśmy z Istambułu spoceni i zmęczeniu. Na stacji benzynowej
zatankowaliśmy i postanowiliśmy coś zjeść. Jakieś klopsiki czy
coś. Nie były złe. Jednak byliśmy rozczarowani herbatą w
plastikowych kubeczkach. W Turcji to potwarz.
Daleka droga
przed nami więc szybko się zebraliśmy po krótkim odpoczynku.
Następny postój zrobiliśmy na tankowanie o godzinie 16:00.
Rozłożyliśmy mapę. Żeby dotrzeć jutro do Gruzji dzisiaj
powinniśmy dotrzeć nad morze czarne, do Samsun. Przeliczyliśmy
kilometry – jeszcze ponad 400! Miny nam zrzedły.... Nie ma opcji
byśmy dali radę... Już mamy przejechane 600 km. Jesteśmy
zmęczeni, jest po 16:00. Postanawiamy jechać mimo wszystko w
kierunku Samsun i po prostu koło 18:00 – 19:00 zaczniemy
szukać jakiegoś noclegu.
Jazda
autostradą była monotonna. Ale jak zjechaliśmy z autostrady na
drogę niewiele gorszą zachwyciły nas widoki. Po obu stronach
rozciągały się zielone pagórki. I kompletnie nic więcej.
Co ciekawe
na drodze ruch był bardzo niewielki. Jednak w momencie kiedy
wjeżdżaliśmy do miasta – od razu znikąd pojawiał się korek :)
Turcy to
urodzeni handlarze. W korku zawsze się znajdzie jakiś gość
krążący miedzy samochodami i sprzedający czy to wodę czy
kwiatki. W jednym z miasteczek jak staliśmy na światłach – stał
obok gość i machał rękami zachęcając do jazdy. Wszyscy myśleli,
że to jakiś gość kierujący ruchem i ruszyli na czerwonym. A to
był ludzik zachęcający do odwiedzenia pobliskiej restauracji :)
Dobrze, że nie widziała tego policja bo my też pojechaliśmy :)
Dosłownie kilometr dalej przy drodze skakała myszka miki reklamując
restaurację. Reklama dźwignią handlu :)
Trochę
podziwialiśmy widoki, trochę się pośmialiśmy z myszek miki. I
jakoś czas zleciał. I nie wiadomo jak znaleźliśmy się blisko
Samsun! Kilometry już zaczęły nam wchodzić w d... , zaczęło się
robić ciemno i zimno. Było już po 21:00. W Samsun zaczęliśmy się
pytać o kemping. Każdy zaczął nas kierować w innym kierunku!
Zaczęło to źle wyglądać ale nie mieliśmy wyjścia. W końcu
trafiliśmy na jakiś basen czy coś? No na pewno nie był to
kemping. Ale nie wiem czemu pozwolono nam tam się rozbić! Jesteśmy
uratowani!
Mimo
ogromnego zmęczenia postanowiliśmy poważnie traktować nasze
obowiązki. Na wakacjach powinniśmy się bawić, nawet gdy nie jest
to łatwe. Także chcąc nie chcąc Bodzio pojechał po piwko. Ze
zmęczenia ostatnie łyki smakowaliśmy już w pozycji horyzontalnej,
nie mając siły siedzieć. Ale trzeba być twardym, nie miętkim! A
świętować mamy co. Nadrobiliśmy wczorajsze opóźnienie, jesteśmy
nad morzem Czarnym. Jutro będziemy w Gruzji! W Batumi!!!
Dystans tego dnia- MIAZGA !
OdpowiedzUsuńOpuszczone budynki, zawsze jakoś tak dziwnie na mnie działają (bałabym się wejść do jakiegokolwiek)
Jedzenie wygląda smakowicie :D
Składanie obozowiska - PETARDA ;)
Jeśli chodzi o szukanie kempingu to kolega opowiadał , że jak był w Rumuni (sam się wybrał w pojedynkę) to lekko na migi pozwolono mu się zatrzymać w jakimś właśnie ogródku przy domu i się tam rozbił , jak już chciał coś zjeść to zobaczył jak idzie w jego kierunku kilku mężczyzn z siekierami i jakimiś toporkami. Generalnie widział już całe życie przed oczami i swoje porąbane rozkrwawione ciało leżące obok motocykla, a okazało się, że oni po prostu przyszli narąbać drewno na ognisko i siedzieli z nim pili różne trunki (piwko) i rozmawiali, trochę na migi , a później już wszyscy znali język międzynarodowy który uaktywnia się po odpowiedniej ilości % ;)
Wow, też bym chbya sie mocno spociła jakby szla na mnie brygada rumunów z siekierami :o heheh Musiała być niezła impreza :D
OdpowiedzUsuńgdybym tak szybko sie nie uwijal podczas skladania obozu to nie dalibysmy rady zrobic ponad 1000km ;)
OdpowiedzUsuńTrochę Cię zmobilizować i się zabierasz do roboty jak trzeba :D
OdpowiedzUsuń