Siofok
– Gyor – Bratysława – Brno – Ostrawa – Częstochowa -
Warszawa
Wyprawa:
9574
km
Dzisiaj
ostatni dzień naszej wyprawy. Chcemy dotrzeć naraz do Warszawy,
nawet jeśli mielibyśmy dojechać późno wieczorem. Pogoda nad
Balatonem słaba, więc nie ma co zostawać a dzielić dystans na dwa
dni to przesada. Jest to jakieś wyzwanie ale jesteśmy już
wprawieni i raczej powinno się udać. Choć łatwo nie będzie na
pewno.
Rano
wspólnie z Maćkiem i Paulina jemy śniadanie. Postanawiamy jechać
razem do autostrady. Tam prawdopodobnie zostaniemy w tyle. Gdzie nam
się ścigać z Ducati. I to czerwonym!
Ustawiamy
się gęsiego, pierwszy Bodzio, w środku ja, na końcu Maciek z
Pauliną. Jazda przebiegała bardzo sprawnie. Na tyle sprawnie, że
Ducati postanowił trzymać się za nami zamiast wyprzedzać. Więc
wesoło dojechaliśmy do Polski.
W
Polsce zatrzymaliśmy się na stacji coś zjeść, bo jakby nie było
już spory kawałek za nami. Bodzio
korzystając z postoju postanawia naciągnąć łańcuch, który już
brząka dość głośno podczas jazdy. A
nie tak dawno pomagaliśmy Węgrom po zerwaniu łańcucha w ich
Afryce. Nie chcielibyśmy znaleźć się ostatniego dnia wyprawy w
ich położeniu!
Przy
zdejmowaniu Wielbłąda z centralki motocykl zachwiał się na
krzywych stopkach ii… poleciał na piękne, błyszczące Ducati
Maćka. Motocykle złożyły się jak domino na oczach osłupiałych
właścicieli. Maciek
po początkowym szoku zachował zimną krew i ku mojej uldze –
Bodzio przeżył. Szkody na szczęście nie były wielkie i Ducat
nadawał się do dalszej jazdy. A sprawy naprawcze chłopaki
postanowili dogadać już na miejscu, w Warszawie.
Po
posiłku ruszyliśmy w dalszą drogę. Po jakimś czasie Maciek z
Pauliną odbili kierujące się do rodziny na wsi. My cieliśmy
prosto na Warszawę. Trochę baliśmy się przejazdu przez
Częstochowę ale o dziwo poszło sprawnie.
Gdy
wjechaliśmy do Warszawy miałam wrażenie, że coś tu się
pozmieniało. Jakbym nie poznawała mojego rodzinnego miasta. I nagle
niespodziewanie znaleźliśmy się koło mojego mieszkania! Jak to
się stało? Gdzie to? Prawda
szybko wyszła na jaw- podczas naszej nieobecności została
otworzona południowa obwodnica Warszawy, która jak po sznurku i bez
korków zaprowadziła nas pod moje osiedle. Co
za niespodzianka!
Punkt
19:45 wprowadzamy nasze motocykle do garażu. Kolejna fantastyczna
podróż dobiegła końca. Na pewno do Gruzji jeszcze wrócimy, ale
już nie jako para ale jako małżeństwo. Gruzja już na zawsze
zostanie dla nas ważnym krajem!
Komentarze
Prześlij komentarz